Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Morderco! — kryknęła na niego.
— Ja cię uduszę!... Moimi rękami cię uduszę, a jego żoną nie zostaniesz!...
Na korytarzu za drzwiami rozległy się ciężkie kroki. Sasiek Lipa, który dobrze wczuwał się w mowę kroków ludzkich, instynktownie podskoczył do córki, ściągnął ją z okna i odprowadził do łóżka. Ledwie to wykonał dwukrotnie uderzono we drzwi.
— Kto?
— Policja!
— Lipa otrzeźwiał. Dał znak córce, by udawała śpiącą i podszedł do drzwi, by je otworzyć.

Kilku wywiadowców w towarzystwie przodownika przekroczyło próg pokoju. Stasiek Lipa zapalił światło Jego wyostrzony węch mówił, że jemu osobiście nie zagraża niebezpieczeństwo.
— Panowie w jakiej sprawie? — zapytał.
— Mamy nakaz przeprowadzenia rewizji.
— Proszę bardzo.
Wywiadowcy zabrali się do roboty. Nie znaleźli jednak nic podejrzanego. I wkrótce opuścili mieszkanko. Te nocy, jak się okazało, w całym domu przeprowadzano rewizje, w związku z doniesieniem konfidenta, że w tej kamienicy miała się mieścić tajemna fabryczka pieniędzy
Po odejściu policji Stasiek Lipa rzucił się córce do nóg, błagając ją o przebaczenie.
— Dni mego życia są policzone — zalewał się łzami. — Bądź przy mnie. I tak już długo nie pociągnę. Serce... Serce mi pęka...
Staremu zabrakło tchu. Kaszel ostry rozrywał mu płuca. Aniela wybuchnęła płaczem.
Nazajutrz wyprowadzili się z tego mieszkania. Lipa domyślał się, że z ewentualnej drugiej rewizji nie wyjdzie „na czysto“...