Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spokoju i nasycenia. Teraz, gdyby Janek się zjawił nie byłaby zdolna stawiać oporu...
Stasiek Lipa nie spał. Anieli coraz częściej wyrywały się westchnienia. Czuł, że córka cierpi. W skrytości ją obserwował. Nadsłuchiwał, jakby słuchem można było odczytać cudze myśli.
W pewnym momencie Stasiek Lipa odezwał się do Anieli:
— Powiedz mi, co cię dręczy?
Milczała.
— Myślałaś o Janku?
— Tak... — odpowiedziała Aniela.
— A gdzie twoje słowo, nu dane?
— Słowa wypowiadają usta, a serce — zna tylko uczucie.
— Człowiek winien mówić tylko to, co serce czuje.
— Ojcze, kocham go!... — wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
Stasiek Lipa stracił panowanie nad sobą. Rzucił się na Anielę i zaczął ją dusić z całych sił Aniela broniła się rozpaczliwie. Dramatyczne zmaganie się na śmierć i życie odbywało się w ciszy nocnej. Nikt z nich nie wydał nawet jęku. Ale oto w czasie tej walki wywrócił się stół z łoskotom. Trzask, który rozległ się w pokoju, przywrócił Staśkowi przytomność umysłu.
Aniela, wyzwoliwszy się z potwornego uścisku, podskoczyła do okna z zamiarem popełnienia samobójstwa. Stasiek Lipa stał oparty o ścianę, sapiąc ciężko.
— Dlaczego nie skaczesz? — uśmiech wykrzywił jego usta. — Okno położone jest na piątym piętrze. To doskonała okazja...
Aniela, gotowa do śmiertelnego skoku, drgnęła na dźwięk zimnych, okrutnych słów ojca.