Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

obowiązkom. Nacisnął na najsłabsze miejsce Wołkowa.
— Tylko przy naszym poparciu uda ci się utrzymać na swoim stanowisku! — gromił dalej Krygier. — Nasze rady okażą się ważniejszymi od doświadczenia całego Urzędu Śledczego.... Co za znaczenie ma praktyka twoich pomocników wobec naszej fachowości. Uczynimy wszystko, abyś zabłysnął talentem wywiadowczym. Ale nikt niczego darmo nie robi. Żądamy ekwiwalentu. Ręka rękę myje! Fakt, żeś zamordował policjanta, najmniej nas obchodzi i wiedz o tym, że nigdy go nie wykorzystamy jako atutu przeciw tobie.
Wołkow przez długą chwilę zwlekał z odpowiedzią. Zdawał sobie sprawę z tego, że Krygier nie należy do ludzi, którzy tak łatwo wypuszczają ofiarę a rąk. Wołkow nie miał odwagi stanąć do otwartej walki z tym żelaznym człowiekiem, jak nazywał Krygiera w myśli.
— Ale musicie zrozumieć, że nie mogę prowadzić podwójnego życia. W wielu wypadkach, dla uniknięcia kompromitacji będę musiał postępować tak, jak mi dyktować będzie obowiązek.
— Rozumiemy to — rzekł Krygier. — O ile ci wypadnie zatrzymać którego z nas na gorącym uczynku nie będziemy mieli o to pretensji. Rozumie się, że będziesz mógł sprawą tak pokierować, by nas zbytnio nie krzywdzono.
— Ale przecież to się nie da utrzymać — jakby błagał Wołkow o wyzwolenie. — Muszę się czymś popisać. Muszę coś uczynić, bo w przeciwnym wypadku powędruję sam za kratki...
— Posłuchaj — odparł Krygier. — Mam dla ciebie nową propozycję.
Przelękniony Wołkow zawołał:
— Znów propozycja?...