Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kow jest dokładnie wtajemniczony w jego intymne sprawy. Odrzekł krótko:
— Wiem, co czynię i pamiętam o swoich obowiązkach.
— Właśnie dlatego nie chciałem panu przeszkodzić w spełnianiu obowiązków... aczkolwiek słyszałem wyraźnie wołanie o pomoc z ust dziewczyny.
Żarski pobladł. Zimny pot zrosił jego czoło.
— Pan się zagalopował. Nie spodziewałbym się tego po panu.
— Ja także — odparł Wołkow spokojnie. — Pan dla mnie był wzorem policjanta.
Obaj spojrzeli na siebie tak, jakby się widzieli po raz pierwszy w życiu.
Ciężkie kroki i dyskretne pukanie do drzwi przerwały tę osobliwą dyskusję. To policjant wrócił z Anielą z policji obyczajowej.
Wołkow ze zdumieniem obserwował to, co miało nastąpić. Jedno spojrzenie rzuecne przez Wołkowa na przyniesiony przez policjanta dokument, wystarczył mu dla zorientowania się w sytuacji. Policjant zasalutował i opuścił gabinet Komisarza. Teraz zostali tam: Żarski Wołkow i Aniela.
Żarski przejrzał pismo, które po chwili zmiął i rzucił z oburzeniem do kosza.
Wołkow skierował się ku wyjściu. Aniela uczyniła ruch, jakby chciała pośpieszyć za nim. Wołkow zatrzymał się i roześmiał:
— Radzę pani być mniej uparta — rzekł Wołkow pouczająco i wyszedł z gabinetu.
Żarski wrstał i wyciągnął rękę do Anieli:
— Niech się pani nie obawia. Ja, a nie pani, jestem winowajcą. Pani jest wolna... Proszę mi wybaczyć za wszystko i źle nie wspominać...
Aniela stała zmieszana.
— No?.... Pani jeszcze nie ucieka? Może pani