Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śnieżek. Biel napełniała duszę Anieli nadzieją, że jutro będzie lepsze i przychylniejsze dla niej. Nie mogła zapomnieć o Janku, którego napróżno usiłowała wymazać ze swego serca. Przeciwnie, powoli zaczynała wierzyć w to, że właściwie winę za fatalne wypadki sama ponosi. Czyniła sobie wyrzuty z powodu zachowania wobec Janka u siebie w pokoju.
Myśli te przebiegały mózg Anieli gdy szła rojnymi ulicami. Ściągała swoim wyglądem uwagę przechodniów. Było jej do twarzy w czarnym, wąskim palcie, przybranym lisem. Modna czapeczka dodawała jej główce wicie uroku i wdzięku młodości. Uśmiech, który zakwitał od czasu do czasu na jej ustach, mile oddziaływał na przechodniów, którzy darzyli ją przelotną sympatią.
Aniela posuwała się szybkim krokiem po chodniku, jakby miała coś pilnego do załatwienia Tłok na ulicy w pewnej chwili zatarasował drogę Anieli, która wykorzystała to, by nerwowo odwrócić się i sprawdzić, czy tajemnicza kobieta w dalszym ciągu kroczy za nią.
Aniela nie mogła wytłumaczyć sobie ten fakt i postanowiła pozbyć się tej „asysty“, usiłując zboczyć w jedną z przecznic. Ale oto kobieta ta zbliżyła się do Anieli i zapytała:
— Przepraszam panią, proszę mi łaskawie wskazać drogę do dworca Głównego?
Aniela wytłumaczyła jej którędy ma iść, radząc przy tym, by wsiadła do tramwaju.
Aniela uczyniła krok naprzód. Bała się tej kobiety, która na nią spoglądała dziwnymi oczyma. Domyślała się, że ta kobieta nie zaczepia jej bez powodu i że to pytanie o kierunku drogi do dworca było tyłku pretekstem. Ale nie zdążyła się oddalić, gdy naraz zatrzymała się taksówka i zanim zdołała pisnąć słówko, została zawleczona do auta. Czuła tylko, że znaj-