Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

serdeczniej niż zwykle. Odrazu wskazała mu miejsce na kozetce, siadając tuż obok niego. I już po chwili znalazła się na jego kolanach.
Krygier był oszołomiony. On, człowiek o niebywale silnej woli, poczuł się słabym młodzieńcem, którego uwodzi wyrafinowana kobieta.
Ale zanim Krygier zdążył jej coś powiedzieć i przestrzec, że z nim nie da sobie rady oraz, że oprze się każdej pokusie, drzwi się otworzyły i na progu pokoju stanął Janek. To, co ujrzał, wprowadziło go w stan osłupienia.
Janek i Ada zamienili ze sobą spojrzenia, jakby spotkali się na innym świecie. Ada jednak w lot zorientowała się, co ma zrobić.
Zwinnie zeskoczyła z kolan Krygiera i filuternie zaśmiała się.
— Brawo! Brawo! — zawołała radośnie — jesteś zazdrosny!... Janek jest o mnie zazdrosny!. Cha. cha, cha. Chciałam to sprawdzić na sobie i nareszcie przekonałam się! Założyłem się z Krygierem, który utrzymywał, że z ciebie nie taki głupi chłopak, byś miał być zazdrosny.. Wygrałam zakład!... Daj-no szybko te pięćdziesiąt rubli!... — zawołała radośnie do Krygiera. — Przegrałeś, więc płać!..
Krygier nie ruszał się z miejsca. Jego oczy dziwnie patrzały na Ady. Czoło jego pokryły zmarszczki, które świadczyły, że dokonał odkrycia. Istotnie przejrzał teraz tę kobietę.

Janek, jak każdy zakochany, przyjmował słowa Ady z ufnością. Oboje padli sobie w objęcia i usta ich połączyły się w pocałunku.
— Czego siedzisz tak, jakbyś znieruchomiał? — zawołał Janek do Krygiera — Nie sądź, że Jestem takt głupi, uwierzyłem, żeś chciał mi odbić przyjaciółkę. Zresztą ufam jej i jestem przekonany, że nie byłaby do tego