Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Te, Krygier, nie bądź taki ważny i pewny siebie. Felek był naszym najlepszym kolegą i musimy pomścić jego krzywdę!
Krygier zmierzył Franka od stóp do głowy, nie wyrzekłszy ani słowa. Wszyscy spoglądali na Krygiera z szacunkiem. Krygier wyjął z kieszeni paczkę banknotów i rzucił na stół.
— Przybyłem się tu trochę zabawić. Dobrze, że wpadłem w porę. Popełnilibyście wielkie głupstwo. Janek nie był gorszym wobec Felka przyjacielem od was i nie mniej od was ubolewa nad jego zgonem. Dość już był ukarany przez to, że nie potrafił opanować nerwów i strzelił do kolegi. Uważam, że powinniście go przeprosić za krzywdę, jaką mu wyrządziliście. Takich, jak Klawy Janek jfest niewielu w świecie przestępczym...

Wszyscy rozejrzeli się dokoła. Właściciel meliny pierwszy wyciągnął do Janka rękę na znak zgody. Pozostali uczynili to samo.
— Wybacz, wszystkiemu zawiniła wódka — ściskali Jankowi dłoń.
Wdówka, córka meliniarza, obandażować Jankowi policzek i prawiła mu komplementy. Janek pragnął czym prędzej znaleźć się zdala od tych łudzi, których usposobienie zmienia się z chwili na chwilę, zależnie od ilości wypitych trunków. Krygier i Janek pożegnali się i, odprowadzeni przez wszystkich, opuścili piwnicę.

— Pocoś tam łaził? — zapytał Krygier. — Nie mogłeś w inny sposób zemścić się na hotelarzu, żeby się nie uciekać do ich pomocy? Życie twoje wisiało na włosku...
— Skąd tyś się tu wziął? Gdyby nie ty, zamordowaliby mnie.
— Masz to do zawdzięczenia córce meliniarza. Wiedziała, co ci grozi. Już oddawna czatowali na cie-