Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ręce policji. „Hotelarz“ był jednak ostrożny. Wiedział o grożącym mu niebezpieczeństwie. Nie daj się zaciągnąć do zasadzki, fanek jednak nie rezygnował z tej myśli. Uczucie zemsty jest święte u ludzi nocy. W tym dziele miała im być pomocą „Zimna kokota“.
Po zabójstwie Felka, Janek zaczął się interesować losem „Zimnej kokoty“, Czynił to początkowo z wyrachowania w obawie przed denuncjacją z jej strony. Wnet przyszedł do przekonania, że „Zimna kokota“ może mu okazać więcej usług. Zakochana po uszy w Janku, była mu posłuszna i wierna, niby pies. Chwile miłosne, którymi ją od czasu do czasu obdarował, były niby kością, rzuconą psu. Ale „Zimna kokota“, choć zdawała sobie z tego sprawę, i z tego była zadowolona.
Pewnego wieczora, gdy właściciel hotelu na Pradze był zajęty swoimi sprawami, przed dom jego zajechało auto, z którego wysiadła pani, której twarz pokryła gęsta woalka. Szofer z szacunkiem szedł za pasażerką, niosąc jej dużą walizkę amerykańską. Właściciel tego hotelu z początku nawet dziwił się, że akurat do niego zajechała tak wytworna pani. Wszak jego hotel uchodził za podrzędny. Ale gdy przybyła dała mu niedwuznacznie do zrozumienia, że umyślnie tu zajechała, bo umówiła spotkanie z przyjacielem, oddał jej najelegantszy pokój. „Hotelarzowi“ nawet na myśl nie przyszło, co go czekało tej nocy...

Pani nie wychodziła ani razu ze swego pokoju. Dopiero o drugiej w nocy zajechało przed zajazdem auto, z którego wysiadł elegancki mężczyzna o podniesionym kołnierzu i zsuniętym na oczy kapeluszu. Portier, któremu zaimponował suty napiwek, odrazu skierował przy byłego do właściwego pokoju... Nie trzeba chyba dodawać, że przybyłym był nie kto inny, jak Janek.
W kwadrans później Janek zadzwonił na portiera