Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

myśl, że i ja mam serce, duszę, mózg i ciało? Przypominam sobie pierwszy wyrok skazujący, kiedy w rzeczywistości byłem niewinny! Ach, wówczas to przekonałem się, ile sadyzmu wyrażała twarz mego oskarżyciela!... Czyż on miał dla mnie człowieczeństwo?
— Ale to, zdaje się, należy już do przeszłości — przerwał mu Janek — a ja muszę jeszcze z Wołkowem o wielu sprawach pomówić.
I przysunąwszy się bliżej do Wołkowa, Janek zatopił w jego twarzy parę gorejących, czarnych oczu.
— Powiedz mi — przystąpił Janek do rzeczy — co mamy uczynić, abyś nas więcej nie prześladował? Uprzedzam, że na twoje stanowisko i rangę — gwiżdżemy. No, więc?
— Możecie ze mną zrobić, co wam się żywnie podoba — odparł Wołkow bezradnie.
— Nic ci nie zrobię, o ile zostaniesz naszym udziałowcem i będziesz członkiem naszej bandy.
— Jak śmiesz mi coś podobnego zaproponować? — wrzasnął Wołkow.
— Więc odmawiasz? Nie masz ochoty? Nie przystoi ci się z nami kolegować? — świdrował go teraz oczyma Krygier.
Wołkow nie odpowiadał.
— Kierujesz się naszą taktyką — ciągnął dalej Krygier. — Milczenie to złoto.
— Pewnie — mruknął Wołkow pod nosem.
— Ale my potrafimy ci język rozwiązać. Uczynimy to nie gorzej od waszych specjalistów w Urzędzie Śledczym! Kolega „Milczek“ potrafi nie gorzej od was.
Krygier wskazał palcem na Milczka, który przez cały czas siedział z boku, a ręce aż swędziły od chęci... Z rozkoszą byłby się załatwił teraz z Wołkowem.
— Spróbujcie — odparł Wołkow, zagryzłszy wargę. — Przekonacie się, że i ja potrafię milczeć.