Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

my zaczekać na zmianę warty. Teraz nie możesz stąd pójść.
Zapanowało milczenie.
Pierwsza odezwała się Regina:
— Kolię brylantową chciałam ci zwrócić. Kiedy mówiłam, że ją zgubiłam, chciałam cię tylko wypróbo wać.
Wypowiedziała te słowa niezbyt pewnym głosem, jakby się chciała przed nim wytłumaczyć.
— Wierzę ci, ufam ci, droga moja — wyszeptał cicho, a jego oczy przy tym nabrały dziwnego połysku.
Regina oparła się o wilgotny mur. Ciężko westchnę ła. Ujrzała teraz w myśli swoje dzieci z wyciągniętymi rękami, które wołają:
— Mamo!... Mamo!...
Myśli chaotycznie przebiegały jej mózg. Podejrzliwie przyjęła teraz wizytę Wołkowa. Żałowała, że się wdała w tę awanturę ze Szczupakiem. Akurat dziś za mierzała wyjechać do Berlina, by zobaczyć się tam ze swoimi dziećmi. Dała się złapać na wędkę Szczupaka i poszła do Urzędu Śledczego.
— Nad czym się tyle zastanawiasz? Będziesz mia ła wiecej czasu w domu...
Regina broniła się. Prosiła, by przyszedł do niej do domu.
— Pragnę teraz dowodów twej miłości.
— Ale teraz nie mogę...
Naraz krzyknęła:
— Zapal światło... Boję się!...
Wołkowa ręce uniosły się do góry:
— Cicho! Chcesz tu zwabić moich ludzi, aby zasta no mnie w twojej celi?
— Wypuść mnie stąd! — wybuchnęła płaczem. — Co trzymasz tam w ręku?
Naraz Wołkow chwycił ją za gardło. Z całych sił rzucił ją na posłanie. Dusił ją. Regina czyniła nadludzkie