Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szacunkiem odnosił się do wszystkich jego zarządzeń. Ale w duchu i skrytości nie przestawał go śledzić. Zbierał poszlaki, notował najdrobniejsze wypadki, które nasuwały mu podejrzenia pod adresem Wołkowa.
Pierwszy atut przeciw Wołkowowi to był, oczywiście, wypadek tragicznej śmierci Żarskiego. I Szczupak w duchu poprzysiągł zemstę: Żarskiego uważał za swego przyjaciela.
Drugim wypadkiem podejrzenia był nocny telefon Wołkowa, kiedy to wrócił z mieszkania Reginy. „Szczupak“ odszukał adres telefonu, z którego Wołkow otrzymał połączenie z Urzędem Śledczym..
Również teraz fakt nie zatrzymania żebraka w ciemnym korytarzu zanotował „Szczupak“ na niekorzyść Wołkowa.
Nie miał jeszcze odwagi wypowiedzieć swoich zarzutów na głos. Pozycja Wołkowa, jako naczelnika urzędu śledczego, była jeszcze zbyt silna.
Po obławie nieudanej Szczupak siedział w gabinecie Wołkowa, składając dokładne sprawozdanie.
Wołkow był nachmurzony. Ciskał gromy, robił złośliwe uwagi, unosił się, oburzał, podkreślając liczne błędy w czasie obławy. Agenci policyjni, zdaniem Wołkowa, nie przeprowadzili rewizyj należycie. Nie było solidnej roboty; podniesiono hałas i wrzawę zbyt wcześnie, co było ostrzeżeniem dla świata przestępczego.
— Musimy raz na zawsze tę bandę zlikwidować! — stukał groźnie Wołkow pięścią w stół.. — Jak długo będą nas za nos wodzili?!
— Panie komisarzu! Możemy te ptaszki raz dwa upolować, ale trzeba to zrobić inaczej. Należy zastosować inną, całkiem nową metodę... —
Wołkow przystanął na te słowa. Zmierzył Szczupaka spojrzeniem, pełnym podejrzenia i pogardy:
— Proszę bardzo, niech pan wyłoży swój plan. Ale