Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dej twarzy niebardzo odpowiadał przylepiony uśmieszek beztroski.
Również Aniela zmieniła się. Była jeszcze piękniejsza. Biały jedwabny kostium jakby był dobrany do majowej barwy jej pięknej twarzy. Jedynie oczy jej, rrzypominające błękit nieba, rozglądały się dokoła z niepokojem.
Stasiek Lipa wsiadł z Anielą do taksówki, polecając szoferowi w języku angielskim, by go zawiózł do wytwornego hotelu., Tragarz, któremu wręczył banknot dolarowy, kłaniał się Staśkowi Lipie niżej pasa.
W kilka minut później Stasiek Lipa z córką, zajęli w hotelu elegancki apartament, którego okna wychodziły na morze.
Ledwie drzwi zamknęły się w pokoju hotelowym, Aniela zawołała:
— Dokąd mnie uwozisz? Nie chcę jechać!...
— Poproszę cię, córko moja, abyś się zachowała trochę spokojniej. Ojciec cię nie uprowadzi! Nic złego ci nie grozi!
Stasiek Lipa wypowiedział te słowa z chłodem, stanowczo, skandując każdą sylabę. Prawa szczęka drgała przy tym nerwowo. Oczy jego pokryły się dziwnym błyskiem.
Aniela opadła bezsilnie na kozetkę, zakrywając twarz rękami. Płakała.
— Dlaczego płaczesz? — zbliżył się do niej Stasiek Lipa, nagle zmieniony. Ból ojcowski targał jego sercem.
Przez kilka chwil przyglądał się jej i, chociaż płacz jej sprawiał mu ból i cierpienie, postanowił za nic w świecie nie ustąpić z raz powziętej decyzji.
Stasiek Lipa wybierał się z córką zagranicę. Chciał w ten sposób raz na zawsze położyć kres jej nieszczęśliwej miłości. Zdawał sobie sprawę z tego, że i Aniela w duszy staczała boje ze swoim uczuciem,