Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Więzień po chwili wyszeptał słabym głosem:
— Opowiem panu wiele, ale pod jednym warunkiem.
— Pod jakim warunkiem?
— O ile pan ten zeszyt zniszczy lub spali moich oczach. Ten zeszyt i tak nie ma dla pana żadnej wartości.
— Wręcz przeciwnie. Nasze muzeum policyjne wzbogaci się o bardzo ciekawy egzemplarz. Pańskie wiersze, zawarte w tym zeszycie, są bardzo zajmujące. Czy pan bardzo był zakochany w tej kobiecie, do której te wiersze były pisane? Czy ta kobieta jeszcze żyje?
Garbusek, przysunął się doń bliżej tak że sędzia śledczy uczuł na sobie gorący oddech chorego.
— O jakiej kobiecie pan myśli? Poznaję po panu, że pan wie wszystko. Spal pan to jak najszybciej. To jest jedyna pamiątka, która mi poniej pozostała.
— A dzieci nie zostały?
— Nie, nie! Żadnych dzieci — zawołał garbusek przerażony. — Co pana obchodzą moje dzieci? — krzyknął groźnie. — Zróbcie ze mną, co chcecie, ale nie szperajcie w moim życiu rodzinnym.
— Widzisz pan, że jesteśmy dobrze poinformowani o wszystkim — triumfował sędzia śledczy — Myślę, że teraz odpowie mi pan już na wszystkie moje pytania.
— Podrzyj pan zeszyt. Proszę, podrzyj pan — wyciągnął garbusek błagalnie ręce. — Opowiem wszystko?
Sędzia śledczy podał mu zeszyt z wierszami.
Garbusek z sadystycznym uśmieszkiem na ustach darł każdą kartkę z osobna na drobne kawałeczki. Cała jego twarz promieniowała w tej chwili wielką radością.