Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skrzypiący chichot rozległ się w małej celi więziennej. To zaśmiał się garbusek.
— Uczciwość? Cha-cha-cha... Gdzież ją można nabyć?.... Proszę, niech mi pan sędzia wskaże adres!... I jabym chętnie ją nabył...
— Tylko bez żartów — zawołał sędzia śledczy.
— Czas nagli. Wszak pan jest inteligentnym człowiekiem; posiada pan wyższe wykształcenie. W takiej chwili mógłby pan wyzbyć się tej maniery.
— Traktuję pana tak samo, jak pan mnie — odparł z oburzeniem chory więzień. Twarz chorego nabrała rumieńców.
Sędzia śledczy znów nabrał przekonania, że ma to czynienia z symulantem.
— Czy mogę przystąpić do sprawy? — zapytał sędzia, zabierając się do notowania w aktach.
— Do jakiej sprawy? — zareagował więzień.
— Muszę wszystko wiedzieć o pańskiej przeszłości! — rzekł stanowczym głosem sędzia śledczy.
— Musi to nawet na Rusi.... — odpowiedział z ironią garbusek. — Ale oznajmiam panu, że nic mu nie powiem, bo nie chcę i nie mogę Czy pan mnie rozumie, panie sędzio?
Sędzia śledczy przez chwilę spoglądał na więźnia. poczym wyjął z teczki pomięty zeszyt i zapytał:
— Pań to poznaje?
Więzień zatopił wzrok w zeszycie, poczym wycedził:
— W jaki sposób ten zeszyt dostał się w pańskie ręce? Niech mi pan to zwróci, proszę o to bardzo.
Chory wyciągnął przed siebie ręce i opadł nawpół zemdlony na poduszkę.
Sędzia podał mu garnuszek mleka dla pokrzepienia.