Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W skupieniu odmawiał modły, ledwie poruszając zasuszonymi wargami.
— Jużem odcierpiał za grzechy na tej ziemi — szeptały jego usta. Był pewny, że za pokutę, dobrowolnie na siebie wziętą na starość pójdzie do raju.
Tylko jednej rzeczy bał się: by w raju nie spotkał się z żoną, którą zamordował. Z jej powodu podupadł tak w życiu i runął w przepaść.
W obliczu śmierci wybiegał myślą daleko poza mury więzienne, hen za granice kraju, do Francji, gdzie w Paryżu mieszkała, jego córka, jedyne dziecko. Tak bardzo pragnął choć raz jeszcze ujrzeć ją i przytulić do schorzałego serca. Za żadną cenę nie chciał, by dowiedziała się kiedykolwiek, jak żył i że umarł w więzieniu.
Jego „zwolennicy“ dbali o to, by w więzieniu mu na niczym nie zbywało. Posyłali mu „wałówki“, także nie odczuwał braku pod tym względem. „Kalefaktorzy“ (roznosiciele posiłków po celach) obchodzili się z garbuskiem delikatnie i uprzejmie. Za okazywaną mu serdeczność zgóry odbierali zapłatę, przywłaszczając sobie kosztowne „wałówki”, których aresztant nawet me tknął Również felczer skazany za defraudację, „nie dokładał“ do chorego, ale za to dbał, by tak prędko nie rozstał się ze światem... Dbano o to, by „źródło“ dochodów nie wyschło przedwcześnie...
Lekarz więzienny od pierwszej chwili traktował garbuska jako nieuleczalnego, którego losy Opatrzność już przesądziła. Stolik przy łóżku chorego zastawiony był półlitrówkami mleka. Był to jeszcze jeden dowód, że chory ten nie długo już pociągnie (w rosyjskich więzieniach dawano mleko chorym, gdy już byli bliscy śmierci).
Ale chory jakby się zbuntował przeciw śmierci i... nie umierał.