Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy pani to mówi poważnie?
— Nie mam potrzeby kłamać.
— Dlaczego pani nie pije?
— Bo pan, panie komisarzu, nie pije
— Bez tytułowania się obejdzie... Przecież jestem tylko mężczyzną... — uśmiechnął się i nalał kieliszki
— Dla mnie jest pan tylko komisarzem policji — odparła, dumnie zarzucając główkę. — jak widzę, pan zupełnie zapomniał o celu naszego spotkania.
— Pani obecność odurzyła mnie do tego stopnia, że zapomniałem o wszystkim..
— Bez komplementów.
Szczupak spojrzał jej w oczy. Siedziała, pogrążona w zadumie. Zdawał sobie sprawę, że z niego kiepski amant. Wszystko, co robił w kierunku udawania zakochanego, wypadało sztucznie i nieswojo. Gotów był przypuszczać, że wyrafinowana „zimna kokota“ przejrzała go na wylot i że już czyta w jego myślach. Uważał sam, że jego gra jest nieprzekonywująca. Jej wyrachowanie i chłód do reszty wybijały go z roli.
— Dlaczego pan me pije? — wyrwała go z rozmyślań. — Pan dziś zbyt wiele zastanawia się...
— Myślę o pani.
— A ja o panu — spojrzała na niego czułe. Na jej twarzy zjawił się ledwie dostrzegalny uśmiech.
— O mnie — zapytał wesoło komisarz, poruszając się na krześle. — Ciekaw jestem, co o mnie pani sądzi?
— Powiedziałabym panu, gdybym miała pewność...
Nie dokończyła. Uśmiechnęła się.
Jego wyostrzony węch policjanta mówił mu, że gra jest skończona
Teraz Szczupak zrozumiał słowa Andrzejczaka, że z tą kobietą nie pójdzie im tak łatwo. Gotów był już odkryć karty, ale nie pozwoliła mu na to godność męska, która w nim wzięła górę.