Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka „zimna kokota“ z czarującym uśmiechem na usteczkach. Szczupak zerwał się z miejsca i szarmancko ucałował jej dłoń, prosząc o zajęcie miejsca przy jej stoliku.
— Dobry wieczór — rzekł Szczupak na jej powitanie. — Jak widzę, jest pani punktualna.
— A pan punktualniejszy ode mnie — odparła, zwracając uwagę na jego elegancję. Uśmiech zadowolenia, który zakwitł na jej ustach, znikł bez śladu.
Szczupak nie mógł oderwać oczu od jej czarującej twarzy. Blade światło elektryczne dodawało jej twarzy uroku. Była ubrana jasno i bogato. Wzrokiem wędrowała od stolika do stolika. Ściągała na siebie powszechna uwagę. Nawet kobiety rzucały w jej kierunku zazdrosne spojrzenia.
— Tu nam nie będzie wygodnie rozmawiać — szepnęła mu. — Może przejdziemy do gabinetu.
— Proszę bardzo — odezwał się Szczupak.

Andrzejczak, ucharakteryzowany i zaszyty w kąt, obserwował ze swego miejsca Szczupaka. Był zadowolony z zachowania się Szczupaka, który, nadskakując „zimnej kokocie“, grał świetnie role zakochanego..
W kilka minut po tym Szczupak znajdował się z „zimną kokotą“ w separatce. A w sąsiednim gabinecie ulokował się Andrzejczak.
— Czego się pani napije?
— Ja?... Szampana — roześmiała się „zimna kokota“. — Ten trunek dodaje nam chęci do życia — dodała szelmowskim uśmiechem..
Kelner, który stał we drzwiach, nie dał się prosić i, nie pytając o zgodę Szczupaka zwiał, by wrócić z butelką szampana.
Szczupak znajdował się w nieprzyjemnej sytuacji. Wiedział, że ona go naciągnie i że będzie musiał uiścić słony rachunek. W kieszeni miał niewielką sumę. Nie