Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, Ale ona nie jest zdolna do miłości...
Przestaje rozumieć wiele rzeczy. Za donżuana was nie uważałem. Skąd żeście się wzięli do niej?Zawsze naprzód— To dawna historia...
— To także tajemnica?
— Niestety...
— Dziwny z was człowiek. I teraz pałacie do niej uczuciem zemsty?
— Nie. Raczej lituję się nad nią. Ta sama kobieta gdyby z jej wrodzonymi zdolnościami przyszła na świat w innym środowisku, oddziaływałaby na mężczyznę dodatnio, tak jak obecnie oddziaływa na nich ujemnie. Jej wina w moich oczach jest z tego powodu mniejsza. Ale, sądzę, nie zostałem tu wezwany po to, aby rozprawiać o zaletach czy wadach „zimnej kokoty“. Mamy chyba omawiać sprawy natury urzędowej.
— Racja. A więc słucham waszego zdania.
— Moim zdaniem pan, panie komisarzu, winien dać się przez nią prowadzić... Nie spuścimy „zimnej kokoty“ z oka i w ten sposób trafimy do kryjówki bandy.
— Niechaj i tak będzie. Wierzaj mi pan, że nie mam do tego zbytniej ochoty.

— Innego wyjścia nie widzę. Przypuszczam jednak, że to długo nie potrwa.
Wymienili ze sobą uścisk dłoni. Szczupak dodał:
— Zabieramy się odrazu do roboty. Tylko ostrożnie!
— Ostrożność zalecam panu, panie komisarzu! Niech pan nie zapomina przez sekundę nawet z kim pan ma do czynienia. Niech pan pamięta, że ona uczciwie zasłużyła na przydomek „zimna kokota“.
Gdy drzwi gabinetu Szczupaka zamknęły się za oddalającym się Andrzejczakiem, komisarz zabrał się do wertowania albumu przestępców. Teraz nie było to trud-