Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drzwi się otworzyły. Antek rzucił się Krygerowi na szyję.
— Jak się masz ojcze? Jak się mama czuje? Siostry, bracia, słowem cala rodzina?
Krygier przekręcił klucz we drzwiach
— Możesz mówić. Widzisz, we wszystkich tutejszych hotelach podsłuchuje się rozmowy. Ale myśmy się zrozumieli, nieprawdaż?
— To dobre! Wszak jestem Antkiem.
— Siadaj.
Przez dłuższa chwile przyglądali się sobie
— Źle wyglądasz, Antku.
— Nie zarabia się grosza. Nie można nosa wysunąć na ulicę.
— Ścigają was, jak zadżumionych.
— Jeszcze gorzej.. Jutro odbędzie się proces.
— W tej sprawie przyjechałem.
— Poco? Chcesz się unieszczęśliwić?
— Daj spokój, wiem co robię.
— A jednak.. Mogą cię poznać.
—Nie ma obawy. Powiedz lepiej, czy nikt nie widział, jak wchodziłeś do mnie.
— Nikt. Zachowałem najdalej idącą ostrożność.
— Na pewno? Antek wyjął z kieszeni sztuczne wąsy i przyczepił je do nosa.
— Twoja nauka nie poszła w las.
— Nie wszystko, czego was uczyłem, umieliście za stosować z pożytkiem. Janek nie chciał mnie słuchać; dlatego spotkał go taki smutny koniec. Głupimi kawałami wpakował też Starego Lipę i jego córkę Aniele do więzienia. Romansów mu się chciało i to z córką złodzieja.
— Masz jakieś plany?
— Chce wiedzieć coście uczynili dotąd.
— Bardzo wiele.