Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zajechałem do hotelu „Europejskiego“.
— Jeżeli można, przyjdę do ciebie natychmiast. Stęskniłem się za tobą.
— Więc przychodź chłopcze.
— Może jesteś zmęczony podróżą, ojczulku?
— Nie. Czekam na ciebie.
— Za kwadrans będę u ciebie.
— Do widzenia.
— Do widzenia.
Krygier zadowolony odłożył słuchawkę. Przejrzał się w wielkim lustrze i uśmiech zadowolenia zakwitł na jego ucharakteryzowanej twarzy, który wnet znikł.
Stanął przed oknem i wyjrzał na ulicę. Panował ożywiony ruch. Dorożki, auta, tramwaje mijały się i dopędzały jedno drugie.

Krygier przyglądał się ulicy z wysokości trzeciego piętra. Opanowało go dziwne uczucie. Jedna myśl uporczywie nie dawała mu spokoju.
— Ludzie pędzą. Szukają zarobków, porusza ich walka o byt, śpieszą się.. a ja..
Znów przejrzał się w lustrze.. Przeraził się własnego wyglądu.
— Nie potrwa długo, a będziesz naprawdę tak wyglądał — mruknął pod nosem. — Jak długo jeszcze będziesz pędził tak niepewny żywot?
Krygier czytał w dziennikach wszystko, co wypisywano o nim. Z odraza myślał o insynuowanym mu morderstwie. Całe jego życie było hazardem. I teraz bawiło go że znajduje się w paszczy lwa i igra z niebezpieczeństwem..
Krygier był zawsze pewny siebie. Życie nauczyło go wydostawać się z nastawionych nań sieci. I teraz był więcej niż pewny, że wszystkie jego plany muszą się ziścić.
Pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy.
— Proszę.