Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Skąd wiem? W tych dniach ma się odbyć proces głośnego bandyty „Klawego Janka“. To on ograbił kasę u hrabiny. On zastrzelił mego syna. Chciałabym dożyć do chwili wyroku sądu i dowiedzieć się jaka kara spotka zabójcę mego dziecka.
Wołkow stal oparty o ścianę, spoglądając tępym wzrokiem na matkę, jakgdyby jej wcale nie dostrzegał. Usta jego szeptały coś w cichości..
— Co ci jest, synu mój! Umarli nie wracają!... Przepadło...
— Ha — ha! — roześmiał się Wołkow dziwnie i zbliżył się do matki, krzycząc jej niemal do ucha:
— Michał był twoim synem. Pilicjant moim bratem. Klawy Janek. Hrabina. W nocy na posterunku. Ha.. ha.. — śmiał się coraz głośniej.
— Ciszej, na litość boską. Służąca się zbudzi. Opanuj się, synu. — Biada mi, poco ci o tym opowiedziałam? Nie wiedziałam, że to tak wpłynie na ciebie..
Naraz chwycił Wołkow matkę za gardło. Ale w tejże chwili odzyskał świadomość i ją puścił.
— Wszystko przez ciebie!.. Przez ciebie.. Tłukł znów głową o ścianę
— Dziecko moje, cóż zawiniłam?
— Tylko ty!.. Ty!.. Nikt inny!..
Chora kobieta nie wątpiła już, że syn jej dostał ataku, które ostatnimi czasy powtarzały się coraz częściej. Z trudem wyszła z łóżka, aby go uspokoić.
— Dziecko moje.. najdroższe.. co ci jest?
Wołkow odskoczył od niej.
— Nie zbliżaj się do mnie! Matka zwróciła się w stronę drzwi, aby zbudzić służącą. Wołkow zastąpił jej drogę.
— Nie budź się, powiadam. Połóż się...
Matka wystraszona ułożyła się z powrotem na łóżku, Wołkow zaszył się w kąt; zasłonił sobie twarz rękami, wołając przeraźliwie: