Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy to ta sama — przerwał sędzia rozrastania hrabiny.
— Tak, ta sama!
I rzucił w stronę Anieli triumfujące spojrzenie.
— No, czy nie miałem racji?
Aniela dygotała z zimna. Mimo iż na ulicy grzało słońce. Anielę przechodziły dreszcze. Nie śmiała patrzeć hrabinie w oczy; spuściła głowę.
— Siadać! — zawołał sędzia rozkazującym tonem.
Aniela nie ruszała się z miejsca.
— Mówię przecież!..
Aniela wybuchnęła płaczem.
— Pani znów płacze? Ta symulacja na nic sie nie zda. Dlaczego pani się nie zgłosiła następnego dnia do pracy, zgodnie z tym, jak się z hrabina umówiła? Dlaczego pani nie objęła posady, co? Nasza policja przeszkodziła pani, co?
Sędzia śledczy miał zwyczaj w pewnych chwilach stawiać pytania i samemu na nie odpowiadać. I teraz, chcąc zaimponować hrabini, postępował tak samo.
Hrabina siedziała na swym miejscu, jak skamieniała. Serce ściskało jej się z bólu na widok Anieli. Tyle cierpienia malowało się na jej twarzy, że hrabina po czuła dla niej współczucie i litość.
Aniela, mimo, iż pobladła i zmizerniała, była jeszcze piękniejsza, niż dotąd. Jej smutne zapłakane oczy, z których bił bezmiar bólu, przykuwały do siebie i zmuszały do szacunku.
— Teraz wiemy wszystko o pani — ciągnął dalej sędzia kamiennym głosem przeglądając raporty.
— Będzie dla pani daleko lepiej, jeżeli się odrazu przyzna do wszystkiego.
Aniela zasłoniła sobie rękami twarz. Nie mogła znieść ciepłego spojrzenia hrabiny. Sama nie wiedziała, czemu tak postępuje.
— Pani się wstydzi? Pewnie, że to wstyd być