Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sędzia śledczy nie miał powodu wątpić w tę część zeznań badanego. Płynęły one spod serca.
— A więc, przyznajecie się — rzekł sędzia śledczy — do tego, że usiłowaliście zamordować amanta córki. I strzelaliście z tego oto rewolweru?
— Tak. Żałuję tylko, że strzały moje chybiły.
— Ale to jest karalne. Może ktoś być największym nawet przestępcą, nikt nie ma prawa dokonywania nad nim samosądu. Kara i sprawiedliwość spoczywają w ręku właściwych ludzi. Na to istnieje sąd. Czyście o tym nie wiedzieli?
— Owszem. Wiedziałem. Uniosłem się. Nie pamiętałem co robię. Było mi wszystko jedno, co stanie się później.
— Rozumiem. Proszę mi tylko powiedzieć prawdę: czy byliście już kiedykolwiek karani?
— Nigdy. Oby tak dalej do końca moich lat, których już niewiele pozostało mi w życiu. Stale unikałem konfliktów z Kodeksem Karnym.
— Nigdy! — przepytał sędzia śledczy.
— Nigdy! — rzekł Stasiek Lipa tak stanowczym i uroczystym tonem że sędzia śledczy począł w pośpiechu przerzucać akta, czytając od czasu do czasu coś pod nosem.
— Gdzie poznała wasza córka Klawego Janka?
— Na wybrzeżu morskim. W bardzo romantycznym zakątku — uśmiechnął się Lipa gorzko.
— A przed tym nie znała go?
Stasiek Lipa zorientował się, że wsypał się. Przypomniał sobie w tej chwili, że Aniela brała udział w zorganizowaniu ucieczki Klawego Janka z więzienia, o czym policja musiała wiedzieć....
— Kto wie? Kto to może dziś ręczyć za swoje dzieci?
— Czy córka wasza bawiła kiedyś w Warszawie?
— Przejazdem.