Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak przed wielu laty...
Stasiek Lipa przysunął się bliżej sędziego śledczego który, zaglądając do swoich papierów, uśmiechał się tajemniczo.
— Poznajecie mnie? Oho, ja was dobrze pamiętam!
— O, nie panie sędzio — odparł Stasiek Lipa — Nie miałem jeszcze zaszczytu pana sędziego poznać. Pan sędzia się myli co do mojej osoby.
— Jestem zadowolony, że nie jesteście tym, za którego przyjąłem was. Jeżeli się nie znamy oddawna, to tym lepiej. Prędzej dojdziemy do ładu. Możecie być ze mną szczerzy. Rozumiecie sami, że wszystko wiemy i że policja nie śni.
— Panie sędzio, widzę, że pan mnie przyjmuje za kogo innego. Nie mam nic wspólnego z tym groźnym przestępcą, Klawym Jankiem.
— Chciałbym w to uwierzyć. Ale o tym jeszcze pomówimy. Teraz proszę mi podać swój wiek.
— Sześćdziesiąt lat! Cała sześćdziesiątka! Już dość przeżyłem na tym świecie — rzekł Stasiek Lipa z ironią.
— Gdzieście się urodzili?
— W Rosji.
— Zawód.
— Mechanik. Ślusarz.
— Tak, to precyzyjny fach — uśmiechnął się sędzia.
Zaległa cisza, którą przerwał wnet sędzia śledczy.
— Żonaty? Dzieci macie?
— Tylko jedną córkę.
— Która zatrzymano wraz z wami?
— Tak jest, panie sędzio.
— W jakim wieku, jest wasza córka?
— Liczy dwadzieścia dwie wiosny. Sadzę, że wiek mojej córki nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
— O, nie! jej sprawa wiąże się z waszą.
Stasiek Lipa wzruszył ramionami.