Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzekła skomunikować mnie z tobą — Tylko kazała mi czekać do niedzieli.
— A tyś nie wytrzymał?
— Gdybym wiedział, żeś mi wypaczyła dawna bym już był przy tobie...
— Ale wróćmy do sprawy — przerwała mu Aniela. Grozi ci niebezpieczeństwo i musisz stąd uciekać!
— Razem z tobą gotów jestem każdej chwili to uczynić.
— I ja nie myślę inaczej, żal mi tylko mego starego ojca. Wszak nie mogę uciec od niego, nie powiedziawszy mu ani słowa.
— Co masz zamiar uczynić?
— Wyznam mu prawdę.
— Co!... — zerwał się Janek z miejsca — Żebyś się nie ważyła tego uczynić.
Aniela nie spodziewała się podobnej reakcji z jego strony. Wyprostowała się dumnie.
— Chcesz bym już odczuła twoją brutalność? — zawołała wyniośle.
— Wybacz kochana — tłumaczył się Janek. — Twój ojciec nie wybaczy mi tego nigdy, że wbrew jego woli zostałem twoim mężem.
— Będzie musiał się z tym pogodzić. Inaczej być nie może. Powiem mu wszystko.
— Błagam cię, Anielko, nie czyń tego. Nie znasz zwyczajów i zasad, jakie obowiązują w naszym świecie. Mnie jako Klawemu Jankowi, nie wolno było pokochać ciebie.Jesteś córką złodzieja. To, czego dopuściłem się tej nocy wobec twego ojca, uważane jest w naszym świecie za największą zbrodnię. On zastrzeli nas oboje, jestem tego pewny.
Ojciec kocha mnie i na pewno mi przebaczy. Gdy tylko wstanie, opowiem mu co zaszło. Wyjedziemy stąd we troje.
Janek zrozumiał, że na nic się nie zdadzą wszelkie je-