Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobranoc! — dodał.
— Dowidzenia! — uśmiechnęła się kobieta.
Kobieta zmierzyła go od stóp do głowy trzymając jedną rękę na klamce
— Na co pani jeszcze czeka
— Mam ci jeszcze coś do powiedzenia.
Kobieta puściła klamkę i usiadła z powrotem na krześle. Janek nie nie rozumiał..
— Janku! — odezwała się kobieta. — Czy naprawdę kochasz Anielę?
— Czy pani w to wątpi? życie gotów byłbym oddać za nią.
— A gotów byłbyś zerwać raz na zawsze ze światem przestępczym?
— Tak postanowiłem raz na zawsze zerwać z przeszłością.
— I wierzysz, że będziesz mógł się opanować?
— Tak. Ostatnia noc dowiodła, że mam żelazną wolę.
— Wiem o tym.
— Co pani wie? — schwycił ją Janek za rękę. Pani zachowanie wydaje mi się dziwnym.
— Nie przerywaj. Odpowiadaj na pytanie Powiedz czy masz wiele dawnych grzechów za które policja cię ściga?
— Sporo. Ale poco pani pyta o to? — denerwował się Janek.
— Cierpliwości. Czy jesteś zupełnie zdrów?.
— Jak ryba.
— W takim razie Aniela będzie twoją.
Janek zerwał się z miejsca.
— Pani nie żartuje?!., Aniela będzie moją?! — Podejmuje się umożliwić wam spotkanie Resztę pozostawiam tobie.
Janek był nieprzytomny ze szczęścia.