Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła opinia, że „występując z oficjalną interwencją — jak pisał w uzasadnieniu Sienkiewicz — mamy w ręku argument, twierdząc, że jest to uczciwy człowiek, który został porwany, nawet jeśli będzie dawał jakieś niekorzystne oświadczenia. [S]twierdzimy, że wszystko to zostało sfabrykowane”. Szefostwo wywiadu najwyraźniej obawiało się, że Amerykanie skłonią Światłę do jakichś deklaracji, a MBP, wyprzedzając ich działania, przekona „postępową opinię świata”, która „będzie wierzyć naszym oświadczeniom (...), a nie tamtej stronie”. Rzeczywiście 22 stycznia szef misji wojskowej złożył wizytę gen. Manceaux-Demiaux i wręczył mu list od ministra spraw zagranicznych. (W sprawozdaniu napisał „nasz minister”, ale raczej nie chodziło o min. Radkiewicza). Z wypowiedzi generała Stankiewicz wywnioskował, że Francuzi coś wiedzą o sprawie, ale ostatecznie usłyszał tylko, że komendant „natychmiast poleci zrobić wszystko co w jego mocy by nam pomóc i że jak tylko czegoś się dowie to do mnie zadzwoni i napisze”. O ile udało mi się sprawdzić ani w Archiwum MSZ, ani w materiałach MBP, nie ma żadnego listu od Francuzów, ani notatki o rozmowie telefonicznej, z czego wnoszę, że interwencja dyplomatyczna na tym się zakończyła. Aczkolwiek w VII Departamencie uważano, że należy podjąć próby rozpoznania sytuacji — w Berlinie, we Francji czy w Stanach Zjednoczonych — żadne polecenia nie zostały jednak wydane. Być może zgody nie wyraziła resortowa „góra”. Nawet pojawienie się późnym latem 1954 r. druków pt. Konspiracja przeciwko narodowi polskiemu, które docierały do kraju, nie skłoniło kierownictwa MBP do podjęcia bardziej energicznych działań. Druki te podpisane były „Karol Mirski”, a więc jednym z nazwisk używanych przez Światłę, a fakt, że zawierały jakieś informacje na temat „sprawy, o której wie tylko kilka osób”, w tym ludzie z X Departamentu, mogło sugerować, iż ich autorem był właśnie Światło. Podejrzenia takie wyraził m.in. Minc, ale o ile wiem żadnych działań nie podjęto. Tak czy inaczej śladów ewentualnej zdrady Światły było bardzo niewiele, a istniejące uznawano za niepewne.
Milczenie Światły i brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Amerykanów oddalało podejrzenia, a w resorcie było do załatwienia mnóstwo spraw bieżących. Nie tylko reorganizację, która, jak to zwykle bywa, wprowadzała spore zamieszanie, ale także problemy z motywowaniem funkcjonariuszy do pracy. Sygnały, które otrzymywali częściowo bowiem sobie przeczyły: z jednej strony potępiano „wypaczenia”, usuwano „przerosty” i wprowadzano zmiany, z drugiej przypominano, że nadal obowiązuje stalinowskie hasło o walce klasowej, która zaostrza się w miarę postępów w budowie socjalizmu, a więc należy być czujnym i aktywnym. Ta niejednoznaczność siłą rzeczy sprzyjała raczej bierności. Latem 1954 r. na najwyższy szczebel władzy dotarły — i to w formie pisemnej — niepokoje związane ze „sprawą Komara”, która była referowana nawet na posiedzeniu Biura Politycznego. Oficerowie śledczy uważali, że jest „dęta”, ale Bierut i Rokossowski upierali się przy jej prowadzeniu zapewne dlatego, iż wycofanie się z niej mogłoby oznaczać rezygnację z całego mister-