Strona:Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia naszemu biuru policyjnemu. W pewnej chwili potrzeba nam było znacznej liczby młodych ludzi, silnych i uczciwych, do zapełnienia kadrów policyi, a nie chcieliśmy ich brać między zwykłymi typami „ward-hekler”. Znalazły się dwa niezużytkowane pola rekrutacyi w jednej z gmin katolików i w drugiej — metodystów. Rektor pierwszej dr. Wall miał liceum wstrzemięźliwości dla młodzieży męzkiej swojej parafii; pastor drugiej miał kongregacyę na kawałku starej Ameryki, pochłoniętym nagle przez wzrost wielkiego miasta: kołodzieje, cieśle okrętowi, robotnicy portowi i marynarze dali nam te same dobre typy oficerów, co mechanicy, palacze i kowale, pochodzący z liceum dra Walla. Między naszymi najbliższymi przyjaciółmi był inny kaznodzieja metodystowski, który początkowo był reporterem; ale poczuł nieprzeparte powołanie do porzucenia swego zawodu i poświęcenia swego życia dzielnicy East Side, gdzie spełniał swoje obowiązki kapłańskie względem tych, którzy nie chcieli chodzić do modnych kościołów, a nie mieli wcale innych. W związku z jego dziełem najbardziej podobał mi się sposób, w jaki wszedł w stosunki nietylko z resztą duchowieństwa protestanckiego i z pracownikami filantropijnymi dzielnicy, nie należącymi do żadnych sekt, ale i z duchowieństwem katolickiem, podając im rękę w walce ze strasznemi następstwami szynku. Jeden z jego sprzymierzeńców katolickich, niejaki brat A... robił bardzo dużo dla dzieci włoskich jego parafii. Miał dużą szkołę parafialną, do której uczęszczały początkowo dzieci Irlandczyków. Stopniowo Irlandczycy przenieśli się