Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2343   —

więc jeszcze sporo czasu. Trzeba go uwolnić z więzów.
Jeniec odzyskał tymczasem przytomność. Widać to było po szeroko otwartych, ciemnych oczach. Obrzucał otaczających wściekłym spojrzeniem
— Nazwisko? — zapytał generał.
Zapytany wymienił je.
— Słyszeliście co ten sennor mówił?
— Owszem.
— Przyznajecie, że to prawda?
— Jako generał rozumie pan, że nie wolno mi odpowiedzieć na to pytanie.
— Uważacie, że obowiązek każe wam milczeć? Nie przeczę, że macie rację. Muszę jednak zapytać, czy istotnie planowany jest na nas atak?
— I na to nie odpowiem.
— Od kogo otrzymaliście rozkaz, aby dziś...
— Uwaga! Stać! — zawołał nagle Robert, przerywając generałowi.
Przekonany, że nikt nie widzi, jeniec sięgnął ręką do kieszeni i chciał dotknąć ust. Robert zauważył to i ujął w przegubie podniesione ramię koronela. Jeniec chciał się wyrwać, ale nadludzki wysiłek jego był daremny. Schylił więc głowę nagłym ruchem. Zanim ktoś z otaczających zdołał podbiec, koronel zbliżył rękę do ust. Trzymając jeńca lewą ręką, walnął z całej siły prawą pod brodę. Drugie uderzenie w skroń powaliło jeńca na ziemię. Stracił znowu przytomność.