Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 80.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2234   —

Przeklęty kraj! Od czegóż jednak głowa na karku? Wyniosę się z niego.
Postanowienie to zaskoczyło Gerarda.
— Ah. Naprawdę? Dokądże to?
— Hm. Nie wiecie, skąd pochodzę? Z Pirny. Tam powrócę.
— Dlaczego?
— Ponieważ wczoraj otrzymałem stamtąd list. Mam tam kolegę szkolnego, który po długoletniej pracy doszedł do stanowiska tajnego wachmistrza sądu zamiejscowego. Ten rzeczywisty tajny radca prosi mnie listownie o rękę Rezedilli dla swego syna.
— Do licha! Zna ją?
— Głupie pytanie! Tacy dostojni ludzie żenią się zwykle na odległość.
— Daliście już odpowiedź?
— Owszem. Oświadczyłem, że się zgadzam. Dałem swe błogosławieństwo.
— Życzę szczęścia.
— Dziękuję — rzekł stary, kiwnąwszy protekcjonalnie głową.
— Ale, ciągnął Gerard — jak zamierzacie rozporządzić swoją posiadłością?
— Sprzedam ją. Na gospodę zawsze znajdzie się kupiec.
— Macie już kupca?
— Mam.
Stary nie myślał nawet o opuszczaniu Guadelupy, był jednak zły na Gerarda i chciał mu doku-