przedmiot. Potem podszedł do drzwi i, zasłoniwszy je sobą, rzekł:
— Nie powinniście się dziwić, sennores, że zdumiewa mnie wizyta ludzi o zamaskowanych twarzach. Gdy się umyjecie, przekonam się może, że to zwykły żart. Jeżeli tego nie uczynicie, będę musiał przypuszczać, że grozi mi niebezpieczeństwo, które się postaram usunąć przy pomocy odpowiednich środków.
— Niebezpieczeństwo? — zapytał Landola. — Nikt o tym nie mówi! Jakiż środek ma pan na myśli?
— Ten! — rzekł Hilario wyciągając rękę, w której trzymał długi rewolwer. Drugą rękę położył na dzwonku. — Jeżeli się będziecie opierać, wezwę pomoc — rzekł groźnie.
— Do stu tysięcy diabłów! — zawołał Landola. — Przecież i my mamy broń!
— Zanim ją zdążycie wyciągnąć, strzelę.
Landola zacisnął pięści.
— Niechże się stanie pańska wola, w imię szatana! — mruknął.
Podeszli do umywalni. Podczas gdy się myli, starzec lustrował dokładnie osobę Corteja. Po chwili na ustach jego pojawił się charakterystyczny uśmiech.
Landola i Cortejo stali już obmyci.
— No — syknął Landola. — Jesteś pan teraz zadowolony?
Słowa te wypowiedział tonem niezbyt uprzejmym; Hilario odparł jednak słodko:
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/26
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 2192 —