Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 76.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2118   —

tylko życzyć towarzyszom pańskim, aby mieli takie same.
Cortejo wyciągnął dwu stutrankowe banknoty.
— Niech pan pozwili, abyśmy się panu przedstawili.
Konduktor wyciągnął łapę i rzekł.
— Dokumenty te są wprawdzie doskonałe, ale mimo to trzeba być ostrożnym. Czy ma pan paszport hiszpański?
— Tak Nazywam się Antonio Veridante. Jestem adwokatem z Barcelony.
— A pański towarzysz?
— To mój sekretarz. Oto nasze paszporty.
— Doskonale, wszystko w porządku. Mogą panowie jechać, ale tylko w moim przedziale. No trzeba wsiadać. Już czas najwyższy.
— Jesteśmy gotowi.
— A więc proszę wsiadać.
Otworzył przedział służbowy i wsunął ich do środka. Na kilka minut zostali sami.
Lokomotywa dała znak, konduktor zagwizdał i wsiadł do wagonu. Pociąg ruszył.
W Lomalto oczekiwano przyjazdu pociągu. Dworzec miał wygląd czysto wojenny. Uwijało się po nim moc żołnierzy, których miano odwieźć pociągiem nad morze — do Veracruz — a stamtąd do kraju. Przybyłe wagony przyczepiono do pociągu, idącego z powrotem do Veracruz. Napełnili je w jednej chwili żołnierze, uszczęśliwieni, że wracają do domu.
Przed dworcem oczekiwał podróżnych dyliżans