Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2088   —

— To prawda. Może śledzą i dzisiaj.
— Jestem przekonany, że tak. Nie wierzę, żeby, to był rzeczywisty Alfonso. Doniesiono zapewne, że zaginieni się odnaleźli. Kto może wiedzieć, co im napisali? Ponadto nie wiem, jak stoją sprawy w Meksyku. Brat mój skompromitował nasze nazwisko. Nie mogę występować jako Cortejo.
— Rozumiem. Przebranie jest konieczne. Przekonałeś mnie. Nie widzę tylko konieczności twej podróży na tamtą stronę oceanu.
— Co, zdaniem twoim, zrobi don Fernando po powrocie do stolicy?
— Będzie żądał zwrotu wszystkich swych posiadłości.
— Madonna! To niedobrze! Musi zginąć!
— Śmierć jego koniecznością, jest rzeczą postanowioną. Nie tylko żądałby zwrotu swych posiadłości, lecz domagałby się również surowej kary na nas. Jednak, to jeszcze nie wszystko. Zorski jest równie niebezpieczny, jak hrabia.
— Zdaje się, że przeczuwał już coś podczas operacji hrabiego Manuela.
— Tak. Obserwowałem go. Nie uważał Alfonsa za prawowitego następcę don Manuela.
Cortejo wyciągnął się na kanapie i zaczął wyliczać:
— Don Fernando, Pedro, Arbellez, jego córka, Karia, Maria, Hermoyes, Zorski, Mariano, obydwaj Helmerowie, Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce i Juarez.