Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 75.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2087   —

— Tak. Uspokój się. Sytuacja tego wymaga.
— Kiedy chcesz ruszyć w drogę?
— Jutro w nocy.
— Chyba nie sam pojedziesz?
— Landola jedzie ze mną.
— Ten zdrajca! Nie boisz się oddać pod jego opiekę?
— Pah! Raczej jego zapytaj, czy się nie boi!
Klarysa usiadła i obrzuciła Corteja pytającym spojrzeniem:
— Cóż to znaczy?
Notariusz uśmiechnął się dumnie.
— Czy słyszałaś kiedy, żebym rozprawiał o banialukach?
— Hm. Widzę po twojej minie, że coś planujesz.
— Oczywiście — odparł z uśmiechem. — Jesteś znawczynią ludzi. Cóż czytasz w mojej twarzy?
— Nic dobrego, ani miłego. Czy tak jest w istocie?
— Może.
— Czy Landola opowiedział jakieś nowe, nieznane szczegóły?
Cortejo powtórzył dokładnie swoją rozmowę z kapitanem.
— A więc chcesz się również przebrać i zmienić wygląd? Nie rozumiem, poco? — rzekła Klaryssa.
— To zupełnie jasne i proste. Nie chcę, aby ktokolwiek zauważył, że jadę do Meksyku. Czy nie śledzono nas ustawicznie?