Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2063   —

Trapper nadstawił ucha. Obejrzał się dokoła i zrozumiał, że ma przed sobą tajnych ajentów.
— Tak! Jest pan policjantem? Pięknie. Ale czemu pan się do mnie zwraca?
— Ponieważ się interesuję panem bardzo. Żądam abyś mi szczerze odpowiedział na pytanie, które panu zadam.
Sępi Dziób znów obwiódł spojrzeniem pokój, poczem rzekł:
— Dziwny z was naród! Nikt nie jest tak skory, do aresztowania, jak wy.
— Tak? Tak pan sądzi?
— Do pioruna! Tak sądzę i odczułem to własnej skórze. Od wczoraj rano już po raz trzeci chcą mnie uwięzić.
— A więc wczoraj już dwukrotnie pana aresztowano? i wykręcił się pan?
— Jak pan widzi.
— No, teraz już pan nie ujdzie!
— A jednak myślę, że tak.
Wachmistrz wyjął z kieszeni żelazne obręcze. Amerykaninowi tego już było za wiele. Podniósł się i zawołał:
— Co? Chcecie mnie w łańcuchy zakuć? Piekło, śmierć i wszyscy diabli! Chcę widzieć takiego, co się ośmieli mnie dotknąć! Co wyrządziłem tym drabom, że osaczają mnie jak zwierzynę?
— Co pan nam wyrządził? — zapytał policjant. — Nam — nic absolutnie. Ale wie pan chyba lepiej od nas, co zamierzałeś wykonać. Nazywa się pan Wiliam Saunders?