Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 74.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2060

przekonał się, że jest dobrze strzeżona. Zapukał ponownie i zawołał głośno:
— W imieniu prawa, otwórz pan!
Znów odpowiedzią było milczenie.
— Musimy sami otworzyć. Dawajcie wytrych!
Strażnik podał instrument. Urzędnik nachylił się, aby zbadać otwór zamka.
— Niech piorun trzaśnie! — zawołał. — Zatkany!
— Czy wsadził klucz od wewnątrz? — zapytał ktoś.
— Nie. Z tej strony coś wetknął.
— A więc nie ma go tam.
— Zdaje się, że nie.
Każdy po kolei badał otwór. Okazało się, że tkwił tam stalowy przedmiot, którego niepodobna było usunąć.
— Wyszedł — oświadzył jeden z policjantów.
— Uciekł, zniknął! — dodał drugi.
— O nie; sprawa jest gorsza — stwierdził przełożony. I, zwracając się do kelnerki dodał: — Powiedział pani, że udaje się do ministra.
— Tak.
— A więc wymknął się! Chdźcie za mną panowie! Musimy natychmiast pędzić do ministra.
Urzędnicy skinęli na dorożkę, wsiedli i pojechali co koń wyskczy. —
Ledwo zniknęli, gdy przed gospodą zatrzymał się inny pojazd. Pasażerem, który wysiadł, był Robert Helmer. Nie miał pojęcia o tym, co się zdarzyło, i nie wiedział również, że przechodnie którzy się krę-