Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1975   —

Robert ujął rękę Różyczki i rzekł z dziękczynnym uśmiechem:
— A więc ty za mnie działałaś?? Ale czy wiesz, Różyczko, że ryzykowałaś bardzo?
— Musiałam dziełać, skoro ty wolałeś spać. Nie jest rzeczą pewną, czy bardzo ryzykowałam. Uchwały ministra świadczą raczej o czymś wręcz przeciwnym. — —
Tymczasem Platen przyjechał do ministra. Ekselencja przyjął go życzliwie, stojąc przy stole, na którym leżały zapieczętowane listy.
— Jest pan punktualny, panie podporuczniku. Panowie oficerowie z pańskiego regimentu schodzą się o tej porze do kasyna na śniadanie. Czy bierze pan w nim udział?
— Zazwyczaj, Ekscelencjo.
— No, dobrze. Polowanie, o którym mówiliśmy, było uplanowane w kasynie i tam powinno się skończyć. Uda się pan do pułkownika piechoty i wręczysz mu te listy. Niech je przejrzy, a następnie odczyta w kasynie w obecności pańskiego przyjaciela Helmera. Pańskie postępowanie w tej sprawie jest godne pochwały.
Mówiąc to, włożył listy do teczki i wręczył Platenowi. Ten oddalił się z sercem przepełnionym radością. Niełatwo było usłyszeć pochwałę z ust tego człowieka.
Robert był nader ciekaw zdarzeń, które miały się rozegrać w kasynie. Poszedł tam natychmiast, Skoro się zjawił, Platena w kasynie jeszcze nie zastał, lecz sala była napełniona. Wszak należało omówić