Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1966   —

— Czy naprawdę nie wiesz, jak postąpić? — zapytała.
— Nie. Właściwie powinienem złożyć meldunek pułkownikowi, ale skoro sam brał w tym udział, więc ta droga odpada. Odpoczniemy, Różyczko, a potem się zastanowimy. Tymczasem dziękuję Bogu, że mnie ustrzegł przed śmiercią. Czy wiesz, czyja opieka mnie ocaliła? Twoja! Nosiłem bowiem talizman, który mi dałaś.
— Ach, moja kokardka! Tak, byłeś odważnym rycerzem i broniłeś honr swej damy.
— Ale co będzie z talizmanem? Czy żądasz zwrotu?
Stanęła w ponsach.
— Zobaczymy, skoro odpoczniemy. Tak ważne rzeczy wymagają namysłu.
— Teraz jesteś naprawdę złą Rosetą! Przyrzekłaś, że rozstrzygniesz po pojedynku. Decyzja miała zależeć od przebiegu walki.
— Ha, tak, — być może, że tak powiedziałam, ale czy zależy ci na pośpiechu?
— Rozumie się — odparł wesoło. — Muszę naprawdę wiedzieć, czy ten talizman zostanie wykupiony, czy nie.
— Pocałunkiem?
— Tak; pocałunkiem.
Stała przed nim taka słodka i wzruszona. Słońce zaglądało do okna i objęło ją ciepłymi promieniami, Położyła mu rękę na ramieniu i rzekła:
— Drogi Robercie, czy wiesz, że jestem z ciebie zadowolona? Naraziłeś dla mnie życie, dlatego prag-