Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1922   —

— A więc muszę być również lojalny — roześmiał się Robert. — Kapitan Rodowski, mój opiekun, był mistrzem w grze szachowej. Tak mnie doskonale nauczył, że już nie wygrywa ze mną ani jednej partii.
— A, to doskonale, zobaczymy wreszcie ciekawą rozgrywkę. Chdź pan.
To do reszty rozproszyło naprężoną atmosferę. W głębi znowu podjęto grę w wista, na przedzie stukały kule bilardowe, pośrodku, w pół godziny później, gra w szachy miała tak ciekawy przebieg, że oficerowie jeden po drugim wstawali, aby się jej przyjrzeć. Wkońcu Robert wygrał pierwszą partię.
— Powińszować! — rzekł Platen. — Dawno już tego nie doznałem. Jeśli prawda to, że dzielny strategik jest także dobrym szachistą, jest pan w każdym razie nader użytecznym oficerem.
Robert czuł, że poczciwiec powiedział to, aby mu wynagrodzić doznane przykrości. Rzekł zatem:
— Nie należy, jak wiadomo, odwracać wniosków. Jeśli dobry strategik jest równie dobrym szachistą, to nie wynika z tego, bynajmniej, że dobry, szachista powinien być dobrym oficerem. Zresztą w pierwszej partii pragnie się tylko poznać swego przeciwnika. Spróbujmy drugą! Zdaje się, że przegram.
— Myli się pan chyba. Przy sposobności, wymienił pan nazwisko kapitana Rodowskiego. Czy nie jest to nadleśniczy?
— To on.
— A, znam go. Jest to stary, sękaty, równie