Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1921   —

— Pozwoli mi pan usiąść przy sobie, panie poruczniku? — zapytał.
— Ależ proszę bardzo, kolego, — odpowiedział Platen, podając mu rękę. — Nazywam się Platen. Witam pana.
— Dziękuję panu serdecznie. Nie przedstawiono mnie wprawdzie, ale moje nazwisko jest wszak znane. Panie Platen, czy mogę pana prosić o wymienienie nazwisk tych panów?
Jeszcze wciąż panowała głęboka cisza, to tez każde wymienione przez Platena nazwisko rozlegało się głośno. W głębi, zalegało milczenie grobowe. Tylko Ravenow nie stracił fantazji. Wziął kij bilardowy i rzekł głośno:
— Chodź, Golzenie, kontynuujmy naszą partię! Jak tam, Platen, jesteś wszak trzecim?
— Dzięki, rezygnuję z gry, — odpowiedział Platen.
Ravenow wzruszył ramionami i zakpił:
— Pah to się nazywa przenosić szklankę octu nad szampana.
Robert udał, że nie bierze do siebie obraźliwego porównania. Platen chciał mu w tym pomóc, sięgając szybko po szachy i pytając:
— Czy gra pan w szachy, drogi panie Helmerze?
— Z kolegami, owszem.
— No, jestem przecież pańskim kolegą. Odłóż pan gazetę i spróbuj pan ze mną zagrać. Uczciwość zaleca mi panu powiedzieć, że uważają mnie tutaj za niezwyciężonego.