Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1940   —

rucznika Ravenowa, który przyjął go chłodno i zapytał:
— Czemu zawdzięczam tę zaszczytną wizytę, Platenie?
— Zaszczytną wizytę? Hm, tak obco i formalnie?
— Skoro przeszedłeś do wroga, mogę z tobą być tylko chłodnym i uprzejmym, proszę cię, byś mi odpłacił tą samą monetą.
Platen skłonił się.
— Jak chcesz. Kto broni niewinnego wobec przesądów, ten musi być przygotowany na wszystko. Nie będę ci zresztą długo deranżował, chciałem tylko zostawić adres mego przyjaciela Helmara.
— Aha! Poco?
— Sądzę, że powinneś znać go, aby oznajmić coś dosyć śpiesznego.
— Zgadłeś. Ale nie muszę chyba znać adresu, gdyż przypuszczam, że masz od niego pełnomocnictwo.
— Masz słuszność, jest do twojej dyspozycji.
— Doskonale. Golzen jest moim zastępcą. Jaką broń wybrał twój tak zwany przyjaciel?
— Pozostawia tobie wybór.
Oko Ravenowa błysnęło gniewnie.
— Aha, — rzekł — a więc tak pewny siebie? Czy powiedziałeś, że jestem najlepszym szermierzem regimentu?
— Nie. Obraziłbym go. Zresztą nie lęka się ciebie; dowiódł tego, jeśli się nie mylę.