Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1929   —

— Mój Boże, jak głupio i nierozsądnie! Ale skądże wpadło mu na myśl, że to córka stangreta?
— Dowiadywał się u mego służącego w sąsiedniej knajpie. Muszę panu powiedzieć, że mieszkam u hrabiego i wychowywałem się razem z ową panią. Mój stary Ludwik jest kuta bestią. Wmówił w Ravenowa, że wnuczka hrabiego jest córką stangreta. Mam nadzieję, że pojmuje pan już wszystko.
— Wszystko, prócz pańskiej siły. Czy włada pan równie dobrze stalą, jak pięścią?
— Nie lękam się żadnego przeciwnika.
— To się panu przyda. Wyzwanie Ravenowa jest pewne. A jak pan zamierza począć sobie z pułkownikiem?
— Jutro poślę mu świadka.
— Kogo?
— Hm, nie wiem. Moich bliskich nie chciałbym wtajemniczać, a znajomych nie mam tu jeszcze.
— Czy mogę panu służyć moją osobą?
— Narazi się pan kolegom i przełożonym.
— Nie lękam się. Nie służę z potrzeby, lecz dla przyjemności. Bądźmy przyjaciółmi, drogi Helmerze.
Uścisnęli sobie dłonie. Platen zapytał:
— Czy idzie pan teraz do domu?
— Nie. Nie chciałbym w domu wyjawiać mego podniecenia. Pójdę zatem na szklankę wina.
— Będę panu towarzyszył. Poczekaj pan!
Platen wrócił do pokoju.
Robert czekał na ulicy. Nie przeczuwał, jakie znaczenie przybierze dla jego życia podporucznik Platen i wspomniany bankier z Poznania.