Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1927   —

rzekł. — Szybko wróci do przytomności; Zostanie tylko kilka sińców.
Ułożono Ravenowa na kanapie. Teraz zwrócono posępne, wrogie spojrzenia na Roberta. Pułkownik uważał, że powinien okazać przewagę swej rangi. Powoli zbliżył się do Roberta i rzekł groźnie:
— Mój panie, napadł pan na podporucznika Ravenowa...
— Obecni panowie mogą poświadczyć, że był to tylko akt obrony, — odparł szybko Helmar.
—— Rozkazuję panu nie przerywać, kiedy chcę się wypowiedzieć! Jestem przełożonym pana; powinien pan milczeć, kiedy mówię. Skazuję pana na areszt domowy.
— Proszę o wybaczenie, panie pułkowniku! Jutro bezwłocznie posłuchamy rozkazu pana. Ponieważ dopiero od jutra rano mam rozpocząć służbę, więc dziś jeszcze nie obowiązuje mnie posłuszeństwo.
— Dobranoc, moi panowie!
Odpowiedziały mu liczne pomruki złości.
— Ten chłopiec jest istnym djabłem! — oświadczył major.
— Ba! — zgrzytnął pułkownik. — Wypędzimy z niego djabła.
Nie zwrócono uwagi, że podporucznik Platen poszedł za Helmerem. Dopadł go za drzwiami, uchwycił pod rękę i rzekł głuchym głosem:
— Podporuczniku Helmerze, poczekaj chwilę! Uknuto przeciw panu haniebną zmowę. Czy uwierzy mi pan skoro zapewnię, że ja przynajmniej nie biorę w tem udziału?