Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 68.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1915   —

— Żartujesz, kolego! — rzekł.
— Żartuję? Nie. Aresztowano go!
— Niech piorun trzaśnie. Aresztowano.
— Przynajmniej chciano zaaresztować.
— Ach, ale zaniechano?
— Ponieważ dał drapka.
— Drapka? Shaw? który miał do nas dostęp? Czy wiesz na pewno?
— Tak pewnie, jak to, że dusił do utraty przytomności komisarza, który przyszedł go aresztować, a następnie wyskoczył oknem z pierwszego piętra na ulicę.
— Wszyscy diabli, to hańba! Ktoby coś podobnego pomyślał o tym człowieku taw wytwornej powierzchowości? Dopuściliśmy go do naszego grona, mimo mieszczańskiego pochodzenia, ponieważ jest Jankesem, a ci nie posiadają szlachty.
W tej chwili wszedł pułkownik regimentu. Nieczęsto bywał w kasynie. Przychodził tylko wówczas, kiedy pragnął jakąś sprawę służbową załatwić po koleżeńsku. Skoro się więc ukazał, oczekiwano jakiejś interesującą ogół wiadomości.
— Ach, Ravenow, — rzekł — graj pan partię do końca, ale nie rozpoczynaj nowej.
— Panie pułkowniku, przegrałem, muszę się zatym odegrać, — odrzekł podporucznik.
— Nie dzisiaj; chroń nogi i siły.
— A więc jutro odbędą się ćwiczenia?
— Tak, wszakże nie na koniu, lecz pieszo, a nadto z młodą damą w ramionach.
Zaciekawieni oficerowie podnieśli głowy.