Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 68.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1908   —

hrabia — a teraz widzieliśmy, jak przyjechałeś dorożką. Gdzie byłeś właściwie?
— Nie odgadnie pan! — odpowiedział z uśmiechem. — I, spojrzawszy na siebie, dodał: — Obejrzyjcie ten ubiór. Nauczyciel wiejski lepiej się ubiera, a jednak w tym ubiorze byłem u króla.
— U króla? Nie może być! — zawołano.
— Ależ tak!
— Żartujesz! — zawołał don Manuel.
Różyczka popatrzyła badawczo na towarzysza zabaw dziecięcych. Znała go dobrze; widziała jego rozjaśnione oczy, jego zarumienione policzki i była pewna, że nie żartuje.
— To prawda, był u króla, poznaję po nim! — rzekła.
Oczy jej rozbłysły z radością. Była dumna, że Robert rozmawiał z monarchą.
— A więc istotnie? — zapytała jej matka.
— Tak — odpowiedział.
— Mój Boże, w tym stroju! — zawołał hrabia. — Ale jakże do nich dotarłeś?
— Nie mogę powiedzieć. Przyrzekłem całkowitą dyskrecję i dlatego proszę was, abyście nikomu o tym nie mówili. Ale, żeby was uspokoić, rzeknę tylko, że pożegnano mnie z wyróżnieniem. Udało mi się przyświadczyć królowi niezwykłą przysługę. Uścisnął mi ręce i powiedział, że nie zapomni o mnie.
— Jak pięknie, jak cudownie! — zawołała radośnie Różyczka.
Ta radość tak wzruszyła Roberta, że dodał:
— Musiałem wiele opowiadać o Hiszpanii, o