Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 68.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1904   —

wymijająco Robert. — Przegląda kartę win. Niech pani podejdzie do niego!
Kiedy dziewczyna podeszła‘ przybyły gość zapytał, czy kapitan Shaw już wrócił. Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, poprosił o flaszkę bordo.
— To chyba on! — myślał Robert. — Ale czego pragnie jenerał Douai tu? Czy istotnie gotują się dyplomatyczne intrygi, o których nie powinien wiedzieć rząd?
Nie mógł dłużej zwlekać. Gdyby kapitan nadszedł, byłoby za późno. Skinął na dziewczynę. Odpowiedziała nieznacznie i, udając, że ociera stoliki, podeszła do niego.
— Muszę wejść na górę — rzekł pocichu. — Rozmowa, która nastąpi między przybyszem a kapitanem ,jest bardzo ważna.
Wszedł do pokoju numer dziesięć i schował się w szafie. Była dość głęboka i szeroka. Mógł wygodnie siedzieć.
Teraz czekał na pomyślny bieg wypadków. Upłynął kwadrans, pół godziny; nie słyszał żadnego szmeru.
Znów pół godziny upłynęło, gdy rozległy się kroki dwóch osób. Wetknięto w drzwi numeru dziesiątego klucz i otworzono.
— Tu pan mieszka? — zapytał ktoś po francusku.
— Nie — odpowiedział drugi głos. — Mieszkam obok, ale wynająłem także ten pokój, aby mieć pewność, że nikt mnie nie będzie podsłuchiwał. Teraz zajrzę, aby przekonać się, czy nikogo tam nie ma.