Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przedzającego opisane wypadki, przybył do stolicy don Manuel wraz ze starą panią Zorską i wnuczką. Tego właśnie dnia Robert przybył do willi hrabiego Manuela. Różyczka i pani Zorska były jeszcze na spacerze.
Teraz stał w swym pokoju w willi i ubierał w mundur galowy, szykując się do składania wizyt. Świetnie wyglądał w uniformie huzarskim. Z obiecującego chłopca wyrósł na okazałego mężczyznę. Wprawdzie nie był bardzo wysoki, ani barczysty, ale mocne jego kształty świadczyły, że mięśnie i nerwy ma doskonale wyszkolone. Twarz miała wyraz poważny, który skłaniał do szacunku. Patrząc w jego otwarte oczy, nabierało się przekonania, że jest to człowiek nieprzeciętny.
Naraz rozległ się turkot nadjeżdżającego powozu. Robert podszedł do okna, lecz ujrzał tylko cień znikających w bramie dwóch pań.
— Różyczka — szepnął, uśmiechając się błogo. — Ach, jakże dawno jej nie widziałem. W jej wieku jeden tydzień prznosi więcej zmian, aniżeli kiedy indziej rok cały. Muszę do niej pójść!
Zszedl na dół do pokoju przyjęć, gdzie don Manuel witał się z obiema damami. Tu, w pokoju, uroda jej biła w oczy jeszcze bardziej, niż w ciemnym powozie.
Robert stał na progu zachwycony. Różyczka odwróciła się raptownie.
— To Robert, nasz dobry Robert — zawołała, śpiesząc doń i wyciągając obie ręce.
Usiłował opanować wzruszenie, które przyśpie-