Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1875   —

— Jeśli mam wyznać prawdę, to od tygodni chodzę za panią, — od chwili, kiedy panią po raz pierwszy ujrzałem. Obraz pani przepełnił moje serce nieznanym mi dotąd uczuciem.
Jasny, srebrzysty śmiech przerwał jego wylewne zdania.
— Chodzi pan za mną od tygodni?
— Tak, na honor, łaskawa pani!
— Tu?
— Tak — odparł, spuszczając nieco z tonu.
— No, więc oświadczę panu, — odparła, że kłamiesz ponownie. Nigdy przed tym nie byłam w mieście, a jestem tutaj dopiero od wczoraj. Ubolewam nad armią, która musi pana nazywać kolegą, i rozkazuję panu po raz ostatni opuścić powóz.
— Nie pójdę, dopóki się nie wytłumaczę, a jeżeli nie zechce mnie pani wysłuchać, to jednakże zostanę, aby dowiedzieć się pani adresu i usprawiedliwić przed nią w domu.
Z najwyższą pogardą w głosie i na twarzy odrzekła:
— Ach, sądzi pan, że dwie kobiety są zbyt słabe, aby się obronić? — Janie, zatrzymaj się!
Stangret osadził konie. Powóz zatrzymał się obok policjanta. Atoli porucznik, zwrócony plecami, nie widział stróża porządku. Oparł się wygodnie o poduszki i postanowił grać va banque.
— Panie posterunkowy, proszę pana, zechce pan podejść! — zawołał Róża.
Porucznik szybko się odwrócił; ujrzawszy policjanta, zrozumiał zamiar panny i nie mógł po-