Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1874   —

dam za podobieństwo, które jest jedynym powodem mojej pomyłki?
— Milcz pan! Gdybym była mężczyzną, biłabym się tylko z ludźmi, godnymi satysfakcji. Wątpię, czy może pan przysięgać na swój honor, gdyż zachowanie się pańskie zdradza brak honoru. Co się tyczy podobieństwa, na które się powołujesz, jest ono wielkim kłamstwem. Panna Marsfelden tak jest do mnie podobna, jak pan do honorowego człowieka. Szukał pan poprostu łatwej przygody; znalazłeś ją, aczkolwiek w innej formie, niż sądziłeś. Widzi pan sam, że już odegrałeś do końca swą podejrzaną rolę. Żądam, aby pan nas opuścił!
To była odprawa, jakiej porucznik Ravenow nigdy jeszcze nie doznał. Ale nie chciał na tym zakończyć przygodę. Czy już na wstępie miał przegrać zakład? Nie; arab był zbyt kosztowny!
— No, dobrze, szanowna pani; muszę pani po części przyznać słuszność. Znajduję się w sytuacji, która nie pozostawiła mi wyboru. jestem zmuszony wyznać pani prawdę, chociażbym miał przez to popełnić błąd i wzmóc gniew pani jeszcze bardziej.
Gniew? uśmiechnęła się z wyższością. — Nie; o gniewie nie ma mowy. Zyskał pan nie gniew, lecz pogardę. Nie pojmuję, co może mi pan jeszcze powiedzieć; zresztą’ rezygnuję z pańskich wyjaśnień i żądam po raz drugi, abyś opuścił nasz powóz!
— Nie, i jeszcze raz nie! Musi pani wysłuchać mojej obrony!
— Muszę! Ach! Przekonajmy się, czy muszę.
Oglądała aleję, podczas gdy porucznik mówił: