Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 67.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1871   —

— Paula, czy to możliwe? Co za spotkanie! Pani tutaj? Czemu mi pani nie napisała?
— Mój panie, jest pan w błędzie! — rzekła poważnie starsza dama.
Ravenow przybrał wyraz zdumienia, a zarazem powątpiewania, jakgdyby pytał siebie, czy damy, z niego nie kpią.
— Ach, szanowna pani, proszę o wybaczenie! Jak mi się zdaje, nie miałem jeszcze przyjemności poznać pani, lecz Paula temu zaradzi. — I, zwracając się do młodej damy, dodał: — Proszę, łaskawa pani, zechce pani uprzejmie przedstawić mnie tej damie!
Głębokie, poważne oczy dziewczyny obejrzały go badawczo.
— Nie mogę tego uczynić, — rzekła melodyjnym głosem — gdyż nie znam pana. Kim pan jesteś?
Cofnął się z wyrazem zdziwienia i rzekł:
— Jakto, wypiera się pani, Paulo? Czym sobie zasłużyłem? Aha, zapominam, że pani zawsze lubiła żartować.
Znowu przeszyło go badawcze spojrzenie, tym razem bardziej posępne, niż poprzednie. Nieznajoma odpowiedziała z taką godnością, że był naprawdę zdumiony.
— Nie żartuję z osobami, których nie znam, lub których znać nie chcę, mój panie. Przypuszczam, że tylko wielce dla mnie nieprzyjemne podobieństwo z jakąś pańską znajomą upoważniło pana do napaści na nasz powóz. Proszę pana, abyś się przedstawił!